Z albo bez - bulimia


Go to content

Dzien po dniu

8.04.2012

Przechytrzylam. Rodzina do Kosciola a ja do lodowki. Wzielam wszystko co moglam i z premedytacja zaczelam smazyc. Najsmieszniejsze jest to ze nawet szczegolnie nie mialam ochoty.Ale planowalam to juz od wczoraj. Wieczorem oczoraj oczywiscie sie najadlam i nie bylo mozliwosci sie tego pozbyc dlatego dzisiaj brzuch mam jak kobieta w ciazy. Moja uczta trwala okolo pol godziny. jadlam (a wlasciwie przelykalam) i popijalam sokiem, i robilam to coraz szybciej i szybciej w sumie nie czulam nawet smaku tego jedzenia. Byle polknac i popic. Takie uczty nie moga trwac dluzej niz pol godziny bo potem wszystko zaczyna sie juz trawic. Zoladek byl juz pelny i szybko do lazienki. Dla takich jak ja wymiotowanie do sedesu jest nie lada udogodnieniem. Tym bardziej jesli nie trzeba przy tym uwazac na odglosy i sie hamowac. A wiec tak szybko jak to wszystko znalazlo sie w moim brzuchu, tak szybko to stamtad wyrzucilam.


7.04.2012

Własciwie specjalnie wybralam ten przedswiateczny czas zeby zaczac. Wiadomo- jedzenie, jedzenie i jedzenie. Oczywiscie plan byl inny. Mialam 3 dni nie tknac nic a wyszlo jak wyszlo. Caly czas jadlam i to niewyobrazalne ilosci. A ze dom caly w ludziach to nie ma nawet jak! zwrocic. Wczoraj jeszcze jak wszyscy pojechali do Kosciola to udalo sie co nieco. Ale co z tego jak wieczorem znowu sie nazarlam bo oczywiscie "jutro nic nie bede jadla". No i rzeczywiscie do 13 nie jadlam. A potem... jak poszlo to poszlo. Teraz jest 15 a ja mam w zoladku jakies 2000 kcal... A najgorsze jest to ze nie mam jak tego zwymiotowac. Szaleje z rozpaczy i przeklinam swoja slaba wole. Boje sie co bedzie jutro...


Back to content | Back to main menu